Odurzone
w Wigilię przepysznym winem, ze zdumiewającą chęcią przystałyśmy
na propozycję Sióstr, aby w Nowym Roku popracować przez kilka dni
w Maggotty, dobrowolnie skracając sobie tym sposobem przerwę
świąteczną, która przysługiwała nam do 9 stycznia. Tamtejsze
wolontariuszki musiały wracać do Polski, przez co klinika miała
zostać bez lekarza. Nie mogłyśmy przecież na to pozwolić!
Jak
już wspominałyśmy, Maggotty jest mieścinką położoną w dolinie
pośród dżungli, mimo to słynie z niezwykle pracowitej kliniki.
Dziewczyny opowiadały nam o niebotycznych ilościach pacjentów,
rzędu 100 osób dziennie, co stanowi niemal 2 razy więcej więcej,
niż zazwyczaj przyjmujemy w Bull Sav w ciągu tygodnia... Często
natłok ludzi powodował, że musiały pracować niemal 10 godzin
dziennie, a i tak ledwo się wyrabiały. Będzie hardkor,
pomyślałyśmy, jak my miałybyśmy sobie poradzić, jako dużo
mniej doświadczone lekarki? Ale było już za późno na wymówki.
Klamka zapadła, trzeba wziąć to na klatę. Jak widać, Siostry (z
lekką pomocą wina) potrafią być niezwykle przekonujące, skoro
dałyśmy się w to wciągnąć ;).
Niedziela, 5 stycznia 2014. Dzień 0.
Po
powrocie z Kuby i niemal tygodniu nicnierobienia w Bull Savannah w
końcu do naszych drzwi zapukały Siostry Rita i Gabriela. Czyli
jednak. Nie zapomniały o nas, jak już miałyśmy nadzieję w
chwilach zwątpienia. Żeby chyba złagodzić nasz stres związany z
nowym miejscem pracy, obiecały zabrać nas na gospelowy koncert do
Accompong, miejsca, w którym jako pierwsze zabrzmiały rogi
protestując przeciwko niewolnictwu. Akurat 6 grudnia była rocznica
tego wydarzenia, bardzo ważna dla Jamajczyków, zapowiadało się
więc ciekawie... Niestety. Poza powszechnym tutaj, zgodnie z
filozofią "soon come", sporym opóźnieniem i problemami
technicznymi, strona artystyczna również nie miała wiele do
zaoferowania. Nie udało się nam wysłuchać piosenek gwiazdy
wieczoru, gdyż zajęta była zapraszaniem chętnych z tłumu do
śpiewania na scenie. Według planu każdy z wykonawców miał
zaprezentować jedną, góra dwie piosenki, jednak rozochoceni "artyści" rozkręcali się i nie chcieli schodzić z
podwyższenia. Mimo, że nasze odczucia estetyczne bardzo się
spłaszczyły podczas pobytu na Jamajce, ledwo byłyśmy w stanie
zdzierżyć te śpiewy. Istna kakofonia. Jedynym godnym uwagi był
występ dwóch samozwańczych wokalistek. Chciały najwyraźniej
przypodobać się Najwyższemu gorącą modlitwą na dwa głosy, lecz
ich ekstaza przerodziła się w opętany bełkot. Właśnie tak
wyobrażałam sobie egzorcyzmy. Chuda machała swoimi niezmiernie
długimi kończynami we wszystkie strony, krzycząc bez sekundy
przerwy słowa, które trudno było od siebie odróżnić, gruba
wtórowała wydzierając się w kółko do mikrofonu „In the name
of Dżizas! In the name of Dżizas!!!”. Trwało to kilka dobrych
minut, a my czułyśmy jakbyśmy się wybrały raczej na koncert
Marylina Mansona :). Panienki spokojnie nadałyby się na intro jego
płyty. Żałujemy tylko, że nie zabrałyśmy aparatów i nie
udokumentowałyśmy wydarzenia...
Poniedziałek, 6 stycznia 2014. Dzień 1.
Jeśli
kiedykolwiek twierdziłyśmy, że mieszkając w Bull Savannah nigdy
nie będziemy już miały bliżej do roboty, byłyśmy w wielkim
błędzie. O ile w Bull Sav, żeby dotrzeć do przychodni, musimy
przejść przez całe podwórko i w poprzek ulicy, w Maggotty
dosłownie mieszka się w klinice. Poinstruowane wcześniej przez
Siostrzyczki, co jak i dlaczego, wstałyśmy wcześnie rano, żeby
oporządzić dobytek. Stres zżerał nas od środka, starałyśmy się
jednak tego nie uzewnętrzniać. Za bardzo. Wybrałyśmy sobie
kolorowe scrubsy, żeby było nam choć trochę weselej. Marta
upatrzyła sobie bluzę w słoneczka, tęcze oraz gołąbki pokoju i
niebieskie spodnie do tego, ja ubrałam białą górę w kolorowe
stópki i różowy dół. Wyglądałyśmy (lekka ironia) przecudnie.
Na szczęście okazało się, że nie będziemy same – do kliniki
przybył znienacka (a dokładniej z USA) doktor Phil, internista z preferencjami
geriatrycznymi. Trochę nam ulżyło. Przynajmniej będzie się kogo
poradzić w trudnych przypadkach, myślałyśmy... W przychodni są
tylko dwa pokoje dla lekarzy, postanowiłyśmy więc pracować razem
(co dwie głowy to nie jedna). Pierwsze przypadki okazały się łatwe
(Siostry dbały o nas, podrzucając trudniejszych pacjentów
Doktorowi) – trzy cukrzyce, które przybyły po
uzupełnienie/skorygowanie leków. Potem bywało raz lepiej, raz
gorzej - żylak, refluks żołądkowo-przełykowy, 2 infekcje
bakteryjne skóry, rzęsistek pochwowy, ropowica palca, infekcja
bakteryjna okolicy odbytu, infekcja pochwy + ból pleców, biegunka u
dwuletniego dziecka, ból głowy, 2 grzyby u dzieci, eczema + astma,
ból głowy + ból pleców, sinus... Czyli nihil novi. Zdarzyło się
też jednak kilka niecodziennych przypadków – miesięczne dziecko
z dodatkowymi paluszkami (przybyło z powodu przeziębienia) a także
bilans szkolny dwójki rozwydrzonych trzylatków, których nie
mogłyśmy za żadne skarby doprowadzić do porządku. Udzieliłyśmy
też konsultacji na prośbę Doktora, który nie wiedział, jak
leczyć wole nadczynne. Dziwne. Spodziewałyśmy się raczej, że to
my będziemy co chwilę prosić go o pomoc. Bardzo nas to
podbudowało. Chyba nie jesteśmy jednak aż takie głupie ;).
Dodatkowy paluszek |
Co się dzieje? Co się dzieje? |
Udało
nam się oporządzić pacjentów do godziny 16. Całe szczęście
wielu Jamajczyków wciąż świętowało i zapomniało najwyraźniej
o chorowaniu. W sumie odwiedziło nas 23 pacjentów, do Phila
zawitało drugie tyle, Siostry też obsłużyły dużą część
chorych. Czarne prognozy nie sprawdziły się! Co za fart!
Wieczorem
obiecałyśmy pomóc Siostrom w gotowaniu gołąbków dla biskupa.
Kolację uwieńczyły kopytka, smakujące niemal identycznie jak w
Polsce, mimo użycia yamu zamiast ziemniaków. Jedynie biedna Siostra
Rita nie była w stanie skosztować żadnych pyszności – cały
dzień spędziła u dentysty w Montego Bay, który leczył jej
kanałowo 3 zęby naraz. Lidokaina najwyraźniej nie działała na nią jak należy,
doktor niemal ją zatruł, przekraczając dawkę maksymalną i
biedaczka była ledwo w stanie dojechać do domu...
Gotuj z Siostrą Emilką! |
Miły
czas przerwał nam klakson dobiegający z podwórka. Przyjechali z
kolejnym pacjentem – atak astmy. Przerwałyśmy więc pogaduchy i
udałyśmy się do kliniki. Na szczęście udało się nam
wyprowadzić chłopaka do stanu używalności bez większych
przeszkód. Maggotty jest świetnie wyposażoną i mądrze zarządzaną
kliniką. Jest tu dostępny salbutamol w nebulizacji, jak wspaniale!
Teoretycznie mała rzecz, a cieszy. Ulżyło mi, że nie muszę znowu
podawać choremu przeterminowanego ipratropium...
Wymęczone
intensywnością wrażeń poszłyśmy posłusznie do łóżek... Co
zresztą innego można robić w środku buszu, z dala od
cywilizacji...
Wtorek, 7 stycznia 2014. Dzień 2.
"Hey
doc, how are you?" - Tego dnia przypadła moja kolej na otwieranie
bramy prowadzącej do kliniki. Jeszcze zaspana i w piżamie, zostałam
przywitana w ten sposób przez pana prowadzącego poranne śpiewy i
modlitwy w poczekalni.
"Fine,
thanks" - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
"Don't
say <<I'm fine>>, say <<I'm blessed>>!" -
zripostował. Cóż mogłam na to powiedzieć... Pozostało mi tylko
podążyć za sporą grupką przybyłych już, mimo wczesnej pory,
pacjentów.
Pan wodzirej (i gitarka się znalazła) |
Tego
dnia pacjenci przybyli mniej licznie niż w poniedziałek,
siedziałyśmy jednak nad niektórymi przypadkami naprawdę długo i
skończyłyśmy pracę dopiero o 18... Siostry co chwilę podtykały
nam chore dzieci, które ledwo były w stanie ustać w kolejce,
przelewając się przez ramiona matek, co spowodowało złość
jednej z jakże chorych pacjentek, która, w momencie, gdy chciałyśmy
wyjść na lunch, wparowała bez zaproszenia do gabinetu i nie dała
się wyprosić. Poczułyśmy się jak w Polsce :). Jej wielkim
problemem był ból głowy. Podejrzewałyśmy problemy ze wzrokiem, a
że pod ręką była akurat tablica Snellena, postanowiłyśmy zbadać
jego ostrość. I chociaż analfabetyzm na Jamajce, zwłaszcza wśród
osób starszych, nie jest niczym nowym, kobieta zaskoczyła nas nieco
przyznając, że nie potrafi czytać. No to jak w takim razie zbadać
wzrok? Znalazłyśmy naklejki ze zwierzątkami – będzie wersja
dziecięca. Baba miała jednak wyraźne problemy z ich rozróżnianiem,
mimo wcześniejszego poinstruowania, który to lisek, a który jeżyk.
„Za szybko mówisz, Doc, nie zapamiętam tylu nazw”... Opadły
nam ręce... Koniec końców okazało się, że niektóre litery
jednak zna, udało się ją jakoś zbadać i zalecić okulary.
A co to za literka? |
Czy to lis, czy to jeżyk? Eeee? |
Poza tym przybyły do nas:
- 2 nadciśnienia tętnicze + ból kostnostawowy
- nadciśnienie tętnicze + ból pleców + bradykardia z omdleniami (u sióstr można zrobić EKG!) - zaleciłyśmy Holtera
- nadciśnienie tętnicze + hipercholesterolemia + ból kostno-stawowy + anemia
- nadciśnienie tętnicze + przeziębienie + cukrzyca
- żółtaczka (najprawdopodobniej miąższowa)
- dziecko z przerośniętym migdałem
- ból lewej nogi
- dziecko z trudnościami w karmieniu piersią
- częste oddawanie moczu
- dziecko z bakteryjną infekcją skóry x 2
- rzęsistek pochwowy
- opryszczka
- dziecko z „robakami”
- złamanie dużego palca stopy, które okazało się tylko rozcięciem skóry + grzybica skóry
- dysuria
- bilans szkolny
- nadciśnienie tętnicze + ból pleców + bradykardia z omdleniami (u sióstr można zrobić EKG!) - zaleciłyśmy Holtera
- nadciśnienie tętnicze + hipercholesterolemia + ból kostno-stawowy + anemia
- nadciśnienie tętnicze + przeziębienie + cukrzyca
- żółtaczka (najprawdopodobniej miąższowa)
- dziecko z przerośniętym migdałem
- ból lewej nogi
- dziecko z trudnościami w karmieniu piersią
- częste oddawanie moczu
- dziecko z bakteryjną infekcją skóry x 2
- rzęsistek pochwowy
- opryszczka
- dziecko z „robakami”
- złamanie dużego palca stopy, które okazało się tylko rozcięciem skóry + grzybica skóry
- dysuria
- bilans szkolny
Tego
dnia po raz pierwszy dostałyśmy także za zadanie wypisać akt
zgonu... Na szczęście nie z naszej przyczyny, pacjentki nawet nie
widziałyśmy na oczy – zmarło się jej w domu i to w dodatku
przed naszym przybyciem do Maggotty. Biedaczka chorowała od dawna i
nie wstawała z łóżka z powodu zepsutego biodra, a na jej kości
krzyżowej pojawiła się ogromna odleżyna. Od razu pomyślałyśmy
o naszej biednej Daisy...
Wyczerpane
nadmiarem roboty zostałyśmy wybawione przez Siostry przepyszną
kolacją, czyli gołąbkami, które jeszcze zostały po
niespodziewanym najeździe biskupa (przyjechał po nie sam z rana,
zamiast cierpliwie czekać na przesyłkę). Były idealne!
Środa, 8 stycznia 2014. Dzień 3.
Maggotty
jest najlepszym dowodem tego, że warto wierzyć w sny. Czasami
trzeba im tylko trochę pomóc. Pewnej nocy księdzu Markowi
przyśniła się fabryka kiełbasy pośród buszu. Cóż robić –
trzeba było zabrać się do roboty. Po długich przygotowaniach w
końcu w 2012 roku z taśmy produkcyjnej wyjechała pierwsza
kiełbaska! Obecnie wytwarzane tu są 4 jej rodzaje: Jerk (czyli z
typową jamajską mieszanką przypraw – ale bez skojarzeń proszę),
Country Style, Bratwurst i... Krakowska! Najprawdziwasza Krakowska
made in Jamaica! Dzięki fabryce Jamajczycy nie tylko poznali smak
tradycyjnej polskiej kiełbasy, ale wielu z nich zyskało też pracę
– wszystkie składniki są skupowane od lokalnych dostawców.
Działalność księdza została doceniona i mimo braku reklam w
okolicznych mediach udało mu się zdobyć kilka nagród, ustępując
miejsca na najwyższym stopniu podium jedynie dużym koncernom
żywieniowym.
W
krótkiej przerwie między pacjentami żona doktora Phila, Linda,
która pomaga księdzu w papierach i zarządza fabryką, zabrała nas
na krótką wycieczkę po wytwórni. Na szczęście musiałyśmy
przejść dosłownie kilka kroków z kliniki, toteż zwiedzałyśmy w
naszych kolorowych scrubsach ;). Poznałyśmy wszelkie etapy
produkcji kiełbaski od uboju świnki aż do pakowania, a wieczorem
podczas kolacji z okazji 37 rocznicy ślubu Phila i Lindy miałyśmy
okazję spróbować produkt finalny w pysznym sosie. Mniam!
Fabryka kiełbasy |
Pacjenci
jak zwykle nie zawiedli i znowu musiałyśmy siedzieć długo w
pracy. Tego dnia największy problem sprawiła nam pacjentka, która
przyszła do nas z typowymi objawami wczesnej ciąży – poranne
nudności i brak miesiączki od 2 miesięcy, a zlecony test wyraźnie
pokazywał dwie kreski. Pani wciąż nie wierzyła w to, że
spodziewa się dziecka mówiąc, że to przecież niemożliwe, bo ma
już piątkę i więcej nie chce... Co mogłyśmy poradzić...
Dałyśmy jej witaminy i kwas foliowy, mimo że nalegała na inne
rozwiązanie. Gdy odmówiłyśmy i poradziłyśmy jej wizytę u
ginekologa, a w przyszości stosowanie antykoncepcji, wyszła
trzaskając drzwiami zawiedziona. No beznadziejne z nas lekarki.
Tego
dnia doktor Phil próbował nieudolnie ściągnąć paznokieć pewnej
pacjentce. Wkroczyłyśmy więc do akcji radząc mu, że zamiast
ciągnąć na siłę całą płytkę, można przeciąć ją na pół
i usuwać po kawałku. Doktor zaproponował więc Marcie, żeby go
zastąpiła i w ten sposób znowu udowodniłyśmy wyższość
polskiej medycyny nad amerykańską ;).
Na
sam deser przyszła do nas pani z nieoznaczalnym cukrem mimo
intensywnej, jakby się mogło wydawać, insulinoterapii. W
rzeczywistości pacjentce nie zawsze chciało się przyjmować
insuliny, a że w dodatku pracowała w sklepie spożywczym, lubiła
sobie podjadać słodycze. Gdy po podaniu 50 jednostek insuliny
glukometr po raz 3 wskazał jedynie "high" zamiast wyniku, postanowiłam
wysłać panią do szpitala. Od pomysłu odwiodła mnie... Siostra
Rita, gdyż okazało się, że lekarze już kilkukrotnie odsyłali
chorą do domu nie widząc wielkiego problemu. Po kolejnych 20
jednostkach glukometr w końcu pokazał „tylko” 490 mg/dl, a
Marta wygłosiła piękną mowę, dlaczego regularne przyjmowanie
leku jest takie ważne. Po minie pacjentki wywnioskowałyśmy, że
informacja w końcu dotarła do odpowiedniego ośrodka w jej mózgu...
Inne
przypadki z tego dnia:
- astma
u dziecka
- cukrzyca + nadciśnienie tętnicze x3
- grzybica + cukrzyca (do rymu)
- zapalenie dróg moczowych
- niedożywione dziecko z gorączką i kaszlem
- nadciśnienie tętnicze + zaburzenia lękowe i sinus
- ciąża x2
- gorączka + grzybica u kolejnego niedożywionego dziecka
- bakteryjne zapalenie pochwy x 2
- bolesne ząbkowanie + gorączka + biegunka (u dziecka 3-letniego)
- wysypka + rumień pieluszkowy (u dziecka oczywiście)
- dziecko z podejrzeniem zapalenia płuc + eczema + astma
- ból pleców i prawej nogi
- dziecko z robakiem
- astma u dorosłego
- zapalenie ucha środkowego
- nadreaktywność oskrzeli
- zwichnięta żuchwa
- cukrzyca + nadciśnienie tętnicze x3
- grzybica + cukrzyca (do rymu)
- zapalenie dróg moczowych
- niedożywione dziecko z gorączką i kaszlem
- nadciśnienie tętnicze + zaburzenia lękowe i sinus
- ciąża x2
- gorączka + grzybica u kolejnego niedożywionego dziecka
- bakteryjne zapalenie pochwy x 2
- bolesne ząbkowanie + gorączka + biegunka (u dziecka 3-letniego)
- wysypka + rumień pieluszkowy (u dziecka oczywiście)
- dziecko z podejrzeniem zapalenia płuc + eczema + astma
- ból pleców i prawej nogi
- dziecko z robakiem
- astma u dorosłego
- zapalenie ucha środkowego
- nadreaktywność oskrzeli
- zwichnięta żuchwa
Czwartek, 9.01.2014. Dzień 4.
Na
początku przyszła pani ze zdjętym paznokciem na kontrolę. Potem
były kolejno: alergia, wrzód żołądka, choroba refluksowa
przełyku + nadciśnienie tętnicze, dziecko z katarkiem, dziecko na
bilans, dziecko z astmą, grzybica + przeziębienie, grzybica bez
przeziębienia, ból brzucha u dziecka, niewydolność żylna (z
okropnymi owrzodzeniami na stopach, które musiałyśmy skrobać
przez pół godziny, każda z nas wzięła po jednej kończynie, żeby
było szybciej...), przepuklina pachwinowa lewostronna (do kontroli),
infekcja bakteryjna skóry, bakteryjne zapalenie pochwy, cukrzyca +
nadciśnienie, dziecko z podwyższoną temperaturą ciała po
szczepieniu, astma z nadciśnieniem.
To tylko dobra mina do złej gry |
Był
to nasz ostatni dzień w Maggotty... Niestety. Mimo dużo większej
(i dłuższej) pracy niż w Bull Sav, było nam bardzo smutno
opuszczać tutejszą klinikę. Tu czas płynie inaczej i żyje się
inaczej. I wszystko jest tak cudownie zorganizowane. Siostry
rozpieszczały nas codziennie pysznym jedzeniem i nigdy nie odmawiały
pomocy, dbały o pacjentów, a nas wyposażyły w pokaźną ilość brakujących w
BS leków. Niesamowicie ociągałyśmy się ze wsiadaniem do
samochodu Księdza Zacka, który przyjechał po nas stęskniony.
Maggotty to naprawdę maggiczne miejsce. Miejsce, do którego chce
się wracać!