wtorek, 28 stycznia 2014

Maggiczne Maggotty

Odurzone w Wigilię przepysznym winem, ze zdumiewającą chęcią przystałyśmy na propozycję Sióstr, aby w Nowym Roku popracować przez kilka dni w Maggotty, dobrowolnie skracając sobie tym sposobem przerwę świąteczną, która przysługiwała nam do 9 stycznia. Tamtejsze wolontariuszki musiały wracać do Polski, przez co klinika miała zostać bez lekarza. Nie mogłyśmy przecież na to pozwolić!


Jak już wspominałyśmy, Maggotty jest mieścinką położoną w dolinie pośród dżungli, mimo to słynie z niezwykle pracowitej kliniki. Dziewczyny opowiadały nam o niebotycznych ilościach pacjentów, rzędu 100 osób dziennie, co stanowi niemal 2 razy więcej więcej, niż zazwyczaj przyjmujemy w Bull Sav w ciągu tygodnia... Często natłok ludzi powodował, że musiały pracować niemal 10 godzin dziennie, a i tak ledwo się wyrabiały. Będzie hardkor, pomyślałyśmy, jak my miałybyśmy sobie poradzić, jako dużo mniej doświadczone lekarki? Ale było już za późno na wymówki. Klamka zapadła, trzeba wziąć to na klatę. Jak widać, Siostry (z lekką pomocą wina) potrafią być niezwykle przekonujące, skoro dałyśmy się w to wciągnąć ;).




Niedziela, 5 stycznia 2014. Dzień 0.


Po powrocie z Kuby i niemal tygodniu nicnierobienia w Bull Savannah w końcu do naszych drzwi zapukały Siostry Rita i Gabriela. Czyli jednak. Nie zapomniały o nas, jak już miałyśmy nadzieję w chwilach zwątpienia. Żeby chyba złagodzić nasz stres związany z nowym miejscem pracy, obiecały zabrać nas na gospelowy koncert do Accompong, miejsca, w którym jako pierwsze zabrzmiały rogi protestując przeciwko niewolnictwu. Akurat 6 grudnia była rocznica tego wydarzenia, bardzo ważna dla Jamajczyków, zapowiadało się więc ciekawie... Niestety. Poza powszechnym tutaj, zgodnie z filozofią "soon come", sporym opóźnieniem i problemami technicznymi, strona artystyczna również nie miała wiele do zaoferowania. Nie udało się nam wysłuchać piosenek gwiazdy wieczoru, gdyż zajęta była zapraszaniem chętnych z tłumu do śpiewania na scenie. Według planu każdy z wykonawców miał zaprezentować jedną, góra dwie piosenki, jednak rozochoceni "artyści" rozkręcali się i nie chcieli schodzić z podwyższenia. Mimo, że nasze odczucia estetyczne bardzo się spłaszczyły podczas pobytu na Jamajce, ledwo byłyśmy w stanie zdzierżyć te śpiewy. Istna kakofonia. Jedynym godnym uwagi był występ dwóch samozwańczych wokalistek. Chciały najwyraźniej przypodobać się Najwyższemu gorącą modlitwą na dwa głosy, lecz ich ekstaza przerodziła się w opętany bełkot. Właśnie tak wyobrażałam sobie egzorcyzmy. Chuda machała swoimi niezmiernie długimi kończynami we wszystkie strony, krzycząc bez sekundy przerwy słowa, które trudno było od siebie odróżnić, gruba wtórowała wydzierając się w kółko do mikrofonu „In the name of Dżizas! In the name of Dżizas!!!”. Trwało to kilka dobrych minut, a my czułyśmy jakbyśmy się wybrały raczej na koncert Marylina Mansona :). Panienki spokojnie nadałyby się na intro jego płyty. Żałujemy tylko, że nie zabrałyśmy aparatów i nie udokumentowałyśmy wydarzenia... 

 Poniedziałek, 6 stycznia 2014. Dzień 1.

Jeśli kiedykolwiek twierdziłyśmy, że mieszkając w Bull Savannah nigdy nie będziemy już miały bliżej do roboty, byłyśmy w wielkim błędzie. O ile w Bull Sav, żeby dotrzeć do przychodni, musimy przejść przez całe podwórko i w poprzek ulicy, w Maggotty dosłownie mieszka się w klinice. Poinstruowane wcześniej przez Siostrzyczki, co jak i dlaczego, wstałyśmy wcześnie rano, żeby oporządzić dobytek. Stres zżerał nas od środka, starałyśmy się jednak tego nie uzewnętrzniać. Za bardzo. Wybrałyśmy sobie kolorowe scrubsy, żeby było nam choć trochę weselej. Marta upatrzyła sobie bluzę w słoneczka, tęcze oraz gołąbki pokoju i niebieskie spodnie do tego, ja ubrałam białą górę w kolorowe stópki i różowy dół. Wyglądałyśmy (lekka ironia) przecudnie. Na szczęście okazało się, że nie będziemy same – do kliniki przybył znienacka (a dokładniej z USA) doktor Phil, internista z preferencjami geriatrycznymi. Trochę nam ulżyło. Przynajmniej będzie się kogo poradzić w trudnych przypadkach, myślałyśmy... W przychodni są tylko dwa pokoje dla lekarzy, postanowiłyśmy więc pracować razem (co dwie głowy to nie jedna). Pierwsze przypadki okazały się łatwe (Siostry dbały o nas, podrzucając trudniejszych pacjentów Doktorowi) – trzy cukrzyce, które przybyły po uzupełnienie/skorygowanie leków. Potem bywało raz lepiej, raz gorzej - żylak, refluks żołądkowo-przełykowy, 2 infekcje bakteryjne skóry, rzęsistek pochwowy, ropowica palca, infekcja bakteryjna okolicy odbytu, infekcja pochwy + ból pleców, biegunka u dwuletniego dziecka, ból głowy, 2 grzyby u dzieci, eczema + astma, ból głowy + ból pleców, sinus... Czyli nihil novi. Zdarzyło się też jednak kilka niecodziennych przypadków – miesięczne dziecko z dodatkowymi paluszkami (przybyło z powodu przeziębienia) a także bilans szkolny dwójki rozwydrzonych trzylatków, których nie mogłyśmy za żadne skarby doprowadzić do porządku. Udzieliłyśmy też konsultacji na prośbę Doktora, który nie wiedział, jak leczyć wole nadczynne. Dziwne. Spodziewałyśmy się raczej, że to my będziemy co chwilę prosić go o pomoc. Bardzo nas to podbudowało. Chyba nie jesteśmy jednak aż takie głupie ;).

Dodatkowy paluszek

Co się dzieje? Co się dzieje?


Udało nam się oporządzić pacjentów do godziny 16. Całe szczęście wielu Jamajczyków wciąż świętowało i zapomniało najwyraźniej o chorowaniu. W sumie odwiedziło nas 23 pacjentów, do Phila zawitało drugie tyle, Siostry też obsłużyły dużą część chorych. Czarne prognozy nie sprawdziły się! Co za fart! 
 

Wieczorem obiecałyśmy pomóc Siostrom w gotowaniu gołąbków dla biskupa. Kolację uwieńczyły kopytka, smakujące niemal identycznie jak w Polsce, mimo użycia yamu zamiast ziemniaków. Jedynie biedna Siostra Rita nie była w stanie skosztować żadnych pyszności – cały dzień spędziła u dentysty w Montego Bay, który leczył jej kanałowo 3 zęby naraz. Lidokaina najwyraźniej nie działała na nią jak należy, doktor niemal ją zatruł, przekraczając dawkę maksymalną i biedaczka była ledwo w stanie dojechać do domu...

Gotuj z Siostrą Emilką!

Miły czas przerwał nam klakson dobiegający z podwórka. Przyjechali z kolejnym pacjentem – atak astmy. Przerwałyśmy więc pogaduchy i udałyśmy się do kliniki. Na szczęście udało się nam wyprowadzić chłopaka do stanu używalności bez większych przeszkód. Maggotty jest świetnie wyposażoną i mądrze zarządzaną kliniką. Jest tu dostępny salbutamol w nebulizacji, jak wspaniale! Teoretycznie mała rzecz, a cieszy. Ulżyło mi, że nie muszę znowu podawać choremu przeterminowanego ipratropium...


Wymęczone intensywnością wrażeń poszłyśmy posłusznie do łóżek... Co zresztą innego można robić w środku buszu, z dala od cywilizacji...

Wtorek, 7 stycznia 2014. Dzień 2.


"Hey doc, how are you?" - Tego dnia przypadła moja kolej na otwieranie bramy prowadzącej do kliniki. Jeszcze zaspana i w piżamie, zostałam przywitana w ten sposób przez pana prowadzącego poranne śpiewy i modlitwy w poczekalni.

"Fine, thanks" - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.

"Don't say <<I'm fine>>, say <<I'm blessed>>!" - zripostował. Cóż mogłam na to powiedzieć... Pozostało mi tylko podążyć za sporą grupką przybyłych już, mimo wczesnej pory, pacjentów. 



Świt wśród buszu
Poczekalnia

Naszemu porannemu ogarnianiu towarzyszyły głośne religijne pieśni, śpiewane przez chorych oczekujących porady. „Tu jakoś mają siłę się wydzierać na całe gardło”, stwierdziłyśmy. Potem przychodzą niemal umierający do gabinetu i narzekają na wszelakie piejny i gasy siejące spustoszenie w ich delikatnych organizmach... 


Pan wodzirej (i gitarka się znalazła)
  

Tego dnia pacjenci przybyli mniej licznie niż w poniedziałek, siedziałyśmy jednak nad niektórymi przypadkami naprawdę długo i skończyłyśmy pracę dopiero o 18... Siostry co chwilę podtykały nam chore dzieci, które ledwo były w stanie ustać w kolejce, przelewając się przez ramiona matek, co spowodowało złość jednej z jakże chorych pacjentek, która, w momencie, gdy chciałyśmy wyjść na lunch, wparowała bez zaproszenia do gabinetu i nie dała się wyprosić. Poczułyśmy się jak w Polsce :). Jej wielkim problemem był ból głowy. Podejrzewałyśmy problemy ze wzrokiem, a że pod ręką była akurat tablica Snellena, postanowiłyśmy zbadać jego ostrość. I chociaż analfabetyzm na Jamajce, zwłaszcza wśród osób starszych, nie jest niczym nowym, kobieta zaskoczyła nas nieco przyznając, że nie potrafi czytać. No to jak w takim razie zbadać wzrok? Znalazłyśmy naklejki ze zwierzątkami – będzie wersja dziecięca. Baba miała jednak wyraźne problemy z ich rozróżnianiem, mimo wcześniejszego poinstruowania, który to lisek, a który jeżyk. „Za szybko mówisz, Doc, nie zapamiętam tylu nazw”... Opadły nam ręce... Koniec końców okazało się, że niektóre litery jednak zna, udało się ją jakoś zbadać i zalecić okulary.

A co to za literka?



Czy to lis, czy to jeżyk? Eeee?

Poza tym przybyły do nas:

- 2 nadciśnienia tętnicze + ból kostnostawowy
- nadciśnienie tętnicze + ból pleców + bradykardia z omdleniami (u sióstr można zrobić EKG!) - zaleciłyśmy Holtera
- nadciśnienie tętnicze + hipercholesterolemia + ból kostno-stawowy + anemia
- nadciśnienie tętnicze + przeziębienie + cukrzyca
- żółtaczka (najprawdopodobniej miąższowa)
- dziecko z przerośniętym migdałem
- ból lewej nogi
- dziecko z trudnościami w karmieniu piersią
- częste oddawanie moczu
- dziecko z bakteryjną infekcją skóry x 2
- rzęsistek pochwowy
- opryszczka
- dziecko z „robakami”
- złamanie dużego palca stopy, które okazało się tylko rozcięciem skóry + grzybica skóry
- dysuria
- bilans szkolny






Tego dnia po raz pierwszy dostałyśmy także za zadanie wypisać akt zgonu... Na szczęście nie z naszej przyczyny, pacjentki nawet nie widziałyśmy na oczy – zmarło się jej w domu i to w dodatku przed naszym przybyciem do Maggotty. Biedaczka chorowała od dawna i nie wstawała z łóżka z powodu zepsutego biodra, a na jej kości krzyżowej pojawiła się ogromna odleżyna. Od razu pomyślałyśmy o naszej biednej Daisy... 
 

Wyczerpane nadmiarem roboty zostałyśmy wybawione przez Siostry przepyszną kolacją, czyli gołąbkami, które jeszcze zostały po niespodziewanym najeździe biskupa (przyjechał po nie sam z rana, zamiast cierpliwie czekać na przesyłkę). Były idealne!

Środa, 8 stycznia 2014. Dzień 3.

Maggotty jest najlepszym dowodem tego, że warto wierzyć w sny. Czasami trzeba im tylko trochę pomóc. Pewnej nocy księdzu Markowi przyśniła się fabryka kiełbasy pośród buszu. Cóż robić – trzeba było zabrać się do roboty. Po długich przygotowaniach w końcu w 2012 roku z taśmy produkcyjnej wyjechała pierwsza kiełbaska! Obecnie wytwarzane tu są 4 jej rodzaje: Jerk (czyli z typową jamajską mieszanką przypraw – ale bez skojarzeń proszę), Country Style, Bratwurst i... Krakowska! Najprawdziwasza Krakowska made in Jamaica! Dzięki fabryce Jamajczycy nie tylko poznali smak tradycyjnej polskiej kiełbasy, ale wielu z nich zyskało też pracę – wszystkie składniki są skupowane od lokalnych dostawców. Działalność księdza została doceniona i mimo braku reklam w okolicznych mediach udało mu się zdobyć kilka nagród, ustępując miejsca na najwyższym stopniu podium jedynie dużym koncernom żywieniowym.


W krótkiej przerwie między pacjentami żona doktora Phila, Linda, która pomaga księdzu w papierach i zarządza fabryką, zabrała nas na krótką wycieczkę po wytwórni. Na szczęście musiałyśmy przejść dosłownie kilka kroków z kliniki, toteż zwiedzałyśmy w naszych kolorowych scrubsach ;). Poznałyśmy wszelkie etapy produkcji kiełbaski od uboju świnki aż do pakowania, a wieczorem podczas kolacji z okazji 37 rocznicy ślubu Phila i Lindy miałyśmy okazję spróbować produkt finalny w pysznym sosie. Mniam!

Fabryka kiełbasy


Pacjenci jak zwykle nie zawiedli i znowu musiałyśmy siedzieć długo w pracy. Tego dnia największy problem sprawiła nam pacjentka, która przyszła do nas z typowymi objawami wczesnej ciąży – poranne nudności i brak miesiączki od 2 miesięcy, a zlecony test wyraźnie pokazywał dwie kreski. Pani wciąż nie wierzyła w to, że spodziewa się dziecka mówiąc, że to przecież niemożliwe, bo ma już piątkę i więcej nie chce... Co mogłyśmy poradzić... Dałyśmy jej witaminy i kwas foliowy, mimo że nalegała na inne rozwiązanie. Gdy odmówiłyśmy i poradziłyśmy jej wizytę u ginekologa, a w przyszości stosowanie antykoncepcji, wyszła trzaskając drzwiami zawiedziona. No beznadziejne z nas lekarki.
 

Tego dnia doktor Phil próbował nieudolnie ściągnąć paznokieć pewnej pacjentce. Wkroczyłyśmy więc do akcji radząc mu, że zamiast ciągnąć na siłę całą płytkę, można przeciąć ją na pół i usuwać po kawałku. Doktor zaproponował więc Marcie, żeby go zastąpiła i w ten sposób znowu udowodniłyśmy wyższość polskiej medycyny nad amerykańską ;).
 
Usuwanie paznokcia





Na sam deser przyszła do nas pani z nieoznaczalnym cukrem mimo intensywnej, jakby się mogło wydawać, insulinoterapii. W rzeczywistości pacjentce nie zawsze chciało się przyjmować insuliny, a że w dodatku pracowała w sklepie spożywczym, lubiła sobie podjadać słodycze. Gdy po podaniu 50 jednostek insuliny glukometr po raz 3 wskazał jedynie "high" zamiast wyniku, postanowiłam wysłać panią do szpitala. Od pomysłu odwiodła mnie... Siostra Rita, gdyż okazało się, że lekarze już kilkukrotnie odsyłali chorą do domu nie widząc wielkiego problemu. Po kolejnych 20 jednostkach glukometr w końcu pokazał „tylko” 490 mg/dl, a Marta wygłosiła piękną mowę, dlaczego regularne przyjmowanie leku jest takie ważne. Po minie pacjentki wywnioskowałyśmy, że informacja w końcu dotarła do odpowiedniego ośrodka w jej mózgu...


Inne przypadki z tego dnia:

- astma u dziecka
- cukrzyca + nadciśnienie tętnicze x3
- grzybica + cukrzyca (do rymu)
- zapalenie dróg moczowych
- niedożywione dziecko z gorączką i kaszlem
- nadciśnienie tętnicze + zaburzenia lękowe i sinus
- ciąża x2
- gorączka + grzybica u kolejnego niedożywionego dziecka
- bakteryjne zapalenie pochwy x 2
- bolesne ząbkowanie + gorączka + biegunka (u dziecka 3-letniego)
- wysypka + rumień pieluszkowy (u dziecka oczywiście)
- dziecko z podejrzeniem zapalenia płuc + eczema + astma
- ból pleców i prawej nogi
- dziecko z robakiem
- astma u dorosłego
- zapalenie ucha środkowego
- nadreaktywność oskrzeli
- zwichnięta żuchwa




Czwartek, 9.01.2014. Dzień 4.


Na początku przyszła pani ze zdjętym paznokciem na kontrolę. Potem były kolejno: alergia, wrzód żołądka, choroba refluksowa przełyku + nadciśnienie tętnicze, dziecko z katarkiem, dziecko na bilans, dziecko z astmą, grzybica + przeziębienie, grzybica bez przeziębienia, ból brzucha u dziecka, niewydolność żylna (z okropnymi owrzodzeniami na stopach, które musiałyśmy skrobać przez pół godziny, każda z nas wzięła po jednej kończynie, żeby było szybciej...), przepuklina pachwinowa lewostronna (do kontroli), infekcja bakteryjna skóry, bakteryjne zapalenie pochwy, cukrzyca + nadciśnienie, dziecko z podwyższoną temperaturą ciała po szczepieniu, astma z nadciśnieniem.

To tylko dobra mina do złej gry
Też pozowane


Był to nasz ostatni dzień w Maggotty... Niestety. Mimo dużo większej (i dłuższej) pracy niż w Bull Sav, było nam bardzo smutno opuszczać tutejszą klinikę. Tu czas płynie inaczej i żyje się inaczej. I wszystko jest tak cudownie zorganizowane. Siostry rozpieszczały nas codziennie pysznym jedzeniem i nigdy nie odmawiały pomocy, dbały o pacjentów, a nas wyposażyły w pokaźną ilość brakujących w BS leków. Niesamowicie ociągałyśmy się ze wsiadaniem do samochodu Księdza Zacka, który przyjechał po nas stęskniony. Maggotty to naprawdę maggiczne miejsce. Miejsce, do którego chce się wracać!

4 komentarze:

  1. Medycyna jest niezwykle ciekawa, zdałam sobie z tego sprawe, wykonując ostatnio test na nietolerancję pokarmową, medycyna ma na tyle rozległe specjalizacje, że każdy znajdzie coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. jako logopeda mogę powiedziec, że medycyna to chyba jedna z najciekawszych oraz rozległych dziedzin nauki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 43 year old Senior Editor Esta Tear, hailing from Fort Saskatchewan enjoys watching movies like Vehicle 19 and Sculpting. Took a trip to Cidade Velha and drives a Ferrari 250 SWB California Spider. zobacz tutaj

    OdpowiedzUsuń