czwartek, 16 stycznia 2014

The place where rum is never gone

Kubański rząd nie zezwala swoim obywatelom na korzystanie z internetu, utrudniając życie nie tyle Kubańczykom, którzy z tego dobrodziejstwa technologii korzystać po prostu nie zwykli, co turystom pragnącym odwiedzić ów piękny kraj. Wirtualny przelew nie wchodził więc w grę, a za bilety lotnicze trzeba było jakoś zapłacić, w końcu nasz odlot miał nastąpić za 2 dni. Dlatego w poniedziałek rano spotkałyśmy się z dziewczynami w Santa Cruz celem wypłaty mnóstwa pieniędzy i następnie wpłaty całej kwoty w ściśle określonym banku. Z powodu gorączki przedświątecznej przed wszystkimi bankomatami w mieście ustawiły się długaśne kolejki, a w bankach ludzie się zwyczajnie nie mieścili. Limit jednorazowej wpłaty jest tu ograniczony do 15000 jamajskich dolarów, każda z nas była więc zmuszona do wykonania 4 transakcji. Bankomaty zgłupiały, nasze portfele pękały w szwach, próbując zdzierżyć 50000 dolarów wypłaconych w banknotach o nominałach 1000 i 500, a kolejki za nami rosły. Gdy opróżniłyśmy już dwa ATM-y, ogonek za nami wydłużył się kilkukrotnie, a nastroje zmieniły się w niemal wrogie. Kilkadziesiąt par wściekłych oczu obserwowało każdy nasz ruch.

Opróżnianie ATM-u

Pospiesznie oddalając się od miejsca zbrodni, modliłyśmy się w duchu, że jeszcze zostały jakieś pieniądze w skarbcu. Perspektywa wkurzonego tłumu rozszarpującego nas na strzępy nie była bowiem zbyt ciekawa. Następnym przystankiem był inny bank, w którym pieniądze trzeba było tym razem wpłacić... Widząc niebotyczną kolejkę, wielokrotnie zakręcającą wokół filarów, zrobiło nam się słabo. Odstałyśmy swoje (3 godziny), wzbudzając niemałe zaciekawienie wśród lokalsów podczas przeliczania pieniędzy. Całe szczęście ochrona czuwała i znowu obyło się bez szycia :). Wpłata zaksięgowana, bilety kupione! 

 
Kapitan Jack Sparrow najwyraźniej nigdy nie był w Appleton
Znalazłyśmy resztki sił na złapanie taksówki do fabryki rumu w Appleton. Miejsce to jest niemałym powodem do jamajskiej dumy. Nic dziwnego. W końcu to jedna z niewielu rzeczy, którą Jamajczycy są w stanie wyprodukować sami. Żadnych zagranicznych technologii. Powitane zostałyśmy duszącym odorem niekojarzącym się zupełnie z przyjemnościami płynącymi ze spożywania alkoholu. Na szczęście, po uiszczeniu opłaty, spotkała nas miła niespodzianka w postaci drinka powitalnego. Z początku starałyśmy się sączyć nasze napoje jak najwolniej się dało, nie żywiąc nadziei na dolewkę. Kiedy jednak w szklaneczce Marty ukazało się dno, przemiły barman zapytał, czy przypadkiem nie życzymy sobie więcej. Jak na zawołanie opróżniłyśmy pozostałe kubeczki jednym łykiem, pożądliwie odpowiadając „TAAAAK!”. Trzecią (a może czwartą...) kolejkę zabrałyśmy już ze sobą na tour... Cóż, śmiem stwierdzić, że muzea byłyby dużo ciekawsze, gdyby częściej stosowały podobne techniki witania turystów. I nawet duszący zapach wokół stał się bardziej znośny. Pan przewodnik opowiedział o całej produkcji rumu. Składa się ona z trzech części (za Wikipedią): 

W odróżnieniu od innych napojów spirytusowych, takich jak koniak i whisky, rum nie ma określonej metody produkcji – zależy ona w dużej mierze od miejsca wytwarzania rumu.

Pierwotna metoda wyciskania soku z trzciny

1. Fermentacja

Rum produkowany jest najczęściej z melasy (na Karaibach i w Brazylii). Znaczącym wyjątkiem są francuskojęzyczne wyspy, gdzie sok z trzciny cukrowej jest preferowanym składnikiem bazy. Drożdże i wodę dodaje się do składnika podstawowego (melasa lub sok z trzciny cukrowej) w celu rozpoczęcia procesu fermentacji. Niektórzy producenci wykorzystują dzikie drożdże w procesie fermentacji, jednak większość producentów korzysta ze szczepów drożdży Saccharomyces cerevisiae, co ułatwia zapewnienie spójnego i przewidywalnego czasu fermentacji. Najczęściej źródłem drożdży jest tzw. dunder – pianka z poprzednich fermentacji bogata w drożdże. Dunder jest tradycyjnym źródłem drożdży na Jamajce.

2. Destylacja

Podobnie jak w przypadku wszystkich innych aspektów produkcji rumu, nie ma standardowej metody destylacji. Większość produkcji odbywa się przy użyciu kolumny rektyfikacyjnej, część producentów do destylacji rumu używa alembików, dzięki czemu można uzyskać „pełny” smak rumu.

3. Dojrzewanie

Wiele krajów wymaga, aby rum dojrzewał co najmniej rok. Dojrzewanie odbywa się w drewnianych beczkach dębowych, ale także w zbiornikach ze stali nierdzewnej lub w beczkach z innych rodzajów drewna. Proces dojrzewania ma wpływ na barwę rumu. Rum dojrzewający w dębowych beczkach staje się ciemny, a dojrzewający w zbiornikach ze stali nierdzewnej pozostaje praktycznie bezbarwny. Ze względu na tropikalny klimat, wspólny dla większości obszarów produkujących rum, alkohol ten dojrzewa o wiele szybciej niż whisky czy koniak. Dojrzały rum jest zazwyczaj mieszany, aby zapewnić jednolity smak i kolor. Mieszanie rumu jest ostatnim krokiem w procesie produkcji. W ramach procesu mieszania jasny rum może być dodatkowo filtrowany w celu uzyskania w pełni bezbarwnego trunku.

Po zwiedzeniu supertajnego pomieszczenia, gdzie rum jest destylowany, odwiedziliśmy też miejsce jego leżakowania. Najciekawszym okazał się jednak mały bar, w którym mogłyśmy docenić walory smakowe wszelkich produktów wychodzących z taśmy produkcyjnej w Appleton. Przewodnik miksował różne rumy ostrzegając, że dodawanie do niektórych z nich coli jest grzechem śmiertelnym. Teraz już będziemy pamiętać, że te w butelkach zaopatrzonych w kobiece krągłości tolerują jedynie soki naturalne, a tylko te w prostych można mieszać z bąbelkami. Bardzo ważna rzecz! Najsmaczniejsze trunki degustowałyśmy tak długo, aż opróżniłyśmy 3 spore butelki (po Rum Creamie, Coco Manii i Coffee Liquerze, „męskie” rumy smakowały nam dużo mniej). Wszystko wliczone w cenę biletu. Najlepiej wydane 21 dolarów ever!

Rum, n. Generically, fiery liquors that produce madness in total abstainers.
Ambrose Bierce

It is well to remember that there are five reasons for drinking: the arrival of
a friend, one’s present or future thirst, the excellence of the rum, or any
other reason.
Latin proverb (only slightly modified)

Powitalne drineczki

No nie wiem


Im starszy tym ciemniejszy
Leżakowanie
Piłeś? Nie jedź!
W wyśmienitych humorach zdecydowałyśmy się na krótką sesję fotograficzną w trzcinie cukrowej dostarczającej surowca do produkcji rumu. Nieskromnie trzeba przyznać, że spokojnie mogłybyśmy wystąpić w reklamie Appletonu. Pozbawione jakiegokolwiek środka transportu zdecydowałyśmy się na łapanie stopa, a jakże.

Do Maggotty może?

O zmierzchu dojechałyśmy do Maggotty na pyszną kolacyjkę u sióstr z Polski (mmm, kiełbasa!), a ksiądz Marek zaprosił nas na następny dzień na wieczerzę wigilijną. Cóż mogłyśmy powiedzieć... I tak nie miałyśmy żadnych planów, a wizja pysznego polskiego jedzonka kusiła niesamowicie. Nie było innego wyjścia! Musiałyśmy się zgodzić :).

Sesja w trzcinie cukrowej

1 komentarz: